Czy pamiętacie Państwo SKO czyli
Szkolne Kasy Oszczędności. Co by o nich nie powiedzieć miały jeden duży plus –
zachęcały do oszczędzania. Były to czasy kiedy dzieci odkładały swoje
kieszonkowe po to, żeby za jakiś czas móc kupić sobie coś wymarzonego, czego
rodzice nie mogli kupić tak od razu z marszu. Mogły to być wrotki, czasem nawet
rower czy magnetofon albo jakaś zabawka upragniona. Miało to dwie dobre strony.
Po pierwsze dzieci wiedziały, że pieniądze z nieba nie spadają i że nie
wszystko można kupić natychmiast kiedy tylko zechcemy. Po drugie musiały
poczynić wysiłek, żeby coś zdobyć. Ta sytuacja sprawiała, że dziecko zyskiwało
informację , że aby coś mieć trzeba czasu, konsekwencji i niekiedy drobnych
wyrzeczeń. Oznaczało to najprościej mówiąc, że im mniej z kieszonkowego dziecko
wydało np. na słodycze czy inne drobne przyjemności, tym szybciej uzbierało
kwotę potrzebną do zakupu wymarzonej rzeczy.
A co robimy teraz wychowując nasze
dzieci ? Niestety uczymy ich rozrzutności, konsumpcjonizmu i wcale nie wpajamy
im zasad oszczędzania. A co robią dzieci ? Z całym szacunkiem, ale traktują nas
jak dojne krowy i stosują szantaż emocjonalny.
Podajmy
kilka przykładów na wyrabianie złych nawyków u naszych dzieci:
- staramy
się zaspakajać wszystkie zachcianki dziecka , żeby tylko nie czuło się gorsze
od innych utwierdzając go w przekonaniu, że wyścig szczurów jest nieunikniony-
nowe modne zabawki, ubrania firmowe, itp.
- próbując
sprostać wymaganiom naszego dziecka często posiłkujemy się zakupami na raty lub
kartami kredytowymi – utwierdzając dziecko w tym , że wszystko należy mu się
natychmiast kiedy tylko o tym zamarzy. Ma to dodatkowy zły aspekt – często
przez to przepłacamy narażając się na płacenie odsetek a czasem nawet wpadamy w
ten sposób w kłopoty finansowe. To zły przykład dla dziecka.
- niektórzy
mówią, że nie potrafią dziecku niczego odmówić bo sami wielu rzeczy mieć nie
mogli, bo czasem również w sklepach czegoś po prostu nie było. Próbują teraz
nadrobić swoje marzenia z dzieciństwa i zarzucają dziecko stertami zabawek,
które tylko zalegają często w meblach i wcale nie są używane. Powoduje to
kompletne znudzenie dziecka wszelkimi dobrami które już posiada i wywołuje chęć
posiadania kolejnych bo to coś nowego. Na pewno nie jest to pozytywne. Takie
dziecko jako dorosły człowiek z dużym prawdopodobieństwem również będzie
kupować masę nie potrzebnych bzdurnych drobiazgów , które w sklepie wydadzą się
atrakcyjne i w rezultacie z mieszkania zrobi graciarnię, a w portfelu będzie
mieć ciągle niedobory.
- kolejny
bzdurny zwyczaj jaki panuje już wśród przedszkolaków a potem przenosi się na
szkołę podstawową i trwa zazwyczaj co najmniej do 3 klasy to wyprawianie
dziecku hucznych urodzin. Jest w modzie zapraszanie kolegów i koleżanek z
przedszkola czy szkoły na urodziny. Nie byłoby w tym nic złego gdyby to były
skromne spotkania w domu , tort i trochę słodyczy i gdyby prezenty dla
solenizanta również były symboliczne. Tym czasem coraz częściej zaprasza się
kolegów dziecka do miejsc gdzie urodziny za nas organizują profesjonaliści. W
restauracjach , w zamkniętych placach zabaw a nawet w teatrach, kinach i innych
miejscach. Instytucje które organizują takie przyjęcia mają niezły biznes. Ale
co to daje naszemu dziecku? Nic dobrego ani na teraz ani na przyszłość. Chodząc
ciągle na imprezy do kolegów nasze dziecko musi kupować prezenty i wymagania
wciąż rosną z tego co zaobserwowałam. Czyli mamy wydatki. Czasem w jednym
miesiącu ma urodziny troje dzieci. Kiedy do naszego dziecka przychodzą koledzy
to też dostaje prezenty, ale czy trafione? Nie zawsze, często zdarzają się
jakieś duble albo coś co naszemu dziecku się nie podoba i od razu trafia w kąt.
Czyli zagracamy tylko dziecku pokój. A na przyszłość uczymy go tylko tego, że
znajomych wypada zapraszać do restauracji i urządzać huczne przyjęcia. A jak
naszego dziecka w przyszłości nie będzie stać na taki tryb życia ? Będzie
zawiedzione. Albo będzie próbowało sprostać i zadłuży się i popadnie w kłopoty
finansowe.
- istotna
jest też sprawa szkolnych sklepików, według mnie to samo zło. Po pierwsze
większość dzieci nie kupuje w tych sklepikach pożywnych i zdrowych produktów a
tylko chipsy , chrupki, słodycze przeróżne i inne bzdurne drobiazgi. Po drugie
ceny w takim sklepiku są grubo zawyżone.
Co zatem zrobić ?
- kupmy
dziecku skarbonkę ale taką , która nie da się otworzyć, a którą po napełnieniu
trzeba będzie rozbić. Jeżeli dziecko powie nam, że chce mieć coś nowego co
załóżmy kosztuje powyżej 50 czy 100 zł to mówimy dziecku , że musi sobie na tą
rzecz uzbierać pieniążki. Możemy też pouczyć odwiedzających nas znajomych czy
krewnych, że gdyby im przyszło do głowy coś dla naszego dziecka kupować ( np.
czekoladę czy batonika )to niech tego nie robią a w zamian niech mu wrzucą do
skarbonki 1 czy 2 zł. Tym sposobem upragniona kwota uzbiera się szybciej i przy
okazji dziecko nie będzie zjadać nadmiaru słodyczy co wyjdzie tylko na zdrowie.
- zamiast
korzystać z sklepików szkolnych powinniśmy do szkoły dziecku naszykować
kanapki, dać owoc i coś do picia w takich ilościach żeby nie musiało niczego
dokupować. W ten prosty sposób zaoszczędzimy miesięcznie około 100 zł , dziecko
będzie jadło zdrowe produkty i nauczy się , że nie warto wydawać pieniędzy na
bzdury w sklepiku. Żeby dziecko zachęcić to możemy się z nim umówić, że zamiast
pieniędzy na sklepikowe zakupy codziennie przed wyjściem do szkoły wrzucamy mu
do skarbonki 1 zł . Z czasem uzbiera się na coś konkretniejszego i dziecko
zobaczy, że warto oszczędzać i nie wydawać na bzdury.
- Zapewniam
również że można dziecku wytłumaczyć , że nie zawsze musi wszystko mieć , że
nie musi uczestniczyć w zapraszaniu na urodziny, że nie musi mieć markowych
ubrań lub z modnymi nadrukami z bajek. To samo dotyczy również wyposażenia do
szkoły. Zeszyty w zależności od wzoru na okładce potrafią mieć ceny od 1 do
nawet 7 zł. To samo dotyczy tornistra czy plecaka z firmowym nadrukiem ( nie
zawsze ma to związek z jakością ) piórnika a nawet kredek, farbek, gumek,
ołówków itp. Nauczmy dziecko zakupy robić rozsądnie to na pewno w przyszłości
będzie dla niego bardziej cenne niż fakt że na plecaku była Barbie.
Pełnomocnik ds. Rozwoju PIPUiF Województwo Dolnośląskie
Katarzyna Budzis