Translate

piątek, 2 listopada 2012

Uczmy dzieci oszczędzania.




          Czy pamiętacie Państwo SKO czyli Szkolne Kasy Oszczędności. Co by o nich nie powiedzieć miały jeden duży plus – zachęcały do oszczędzania. Były to czasy kiedy dzieci odkładały swoje kieszonkowe po to, żeby za jakiś czas móc kupić sobie coś wymarzonego, czego rodzice nie mogli kupić tak od razu z marszu. Mogły to być wrotki, czasem nawet rower czy magnetofon albo jakaś zabawka upragniona. Miało to dwie dobre strony. Po pierwsze dzieci wiedziały, że pieniądze z nieba nie spadają i że nie wszystko można kupić natychmiast kiedy tylko zechcemy. Po drugie musiały poczynić wysiłek, żeby coś zdobyć. Ta sytuacja sprawiała, że dziecko zyskiwało informację , że aby coś mieć trzeba czasu, konsekwencji i niekiedy drobnych wyrzeczeń. Oznaczało to najprościej mówiąc, że im mniej z kieszonkowego dziecko wydało np. na słodycze czy inne drobne przyjemności, tym szybciej uzbierało kwotę potrzebną do zakupu wymarzonej rzeczy.
            A co robimy teraz wychowując nasze dzieci ? Niestety uczymy ich rozrzutności, konsumpcjonizmu i wcale nie wpajamy im zasad oszczędzania. A co robią dzieci ? Z całym szacunkiem, ale traktują nas jak dojne krowy i stosują szantaż emocjonalny.

 Podajmy kilka przykładów na wyrabianie złych nawyków u naszych dzieci: 

- staramy się zaspakajać wszystkie zachcianki dziecka , żeby tylko nie czuło się gorsze od innych utwierdzając go w przekonaniu, że wyścig szczurów jest nieunikniony- nowe modne zabawki, ubrania firmowe, itp.  

- próbując sprostać wymaganiom naszego dziecka często posiłkujemy się zakupami na raty lub kartami kredytowymi – utwierdzając dziecko w tym , że wszystko należy mu się natychmiast kiedy tylko o tym zamarzy. Ma to dodatkowy zły aspekt – często przez to przepłacamy narażając się na płacenie odsetek a czasem nawet wpadamy w ten sposób w kłopoty finansowe. To zły przykład dla dziecka.

- niektórzy mówią, że nie potrafią dziecku niczego odmówić bo sami wielu rzeczy mieć nie mogli, bo czasem również w sklepach czegoś po prostu nie było. Próbują teraz nadrobić swoje marzenia z dzieciństwa i zarzucają dziecko stertami zabawek, które tylko zalegają często w meblach i wcale nie są używane. Powoduje to kompletne znudzenie dziecka wszelkimi dobrami które już posiada i wywołuje chęć posiadania kolejnych bo to coś nowego. Na pewno nie jest to pozytywne. Takie dziecko jako dorosły człowiek z dużym prawdopodobieństwem również będzie kupować masę nie potrzebnych bzdurnych drobiazgów , które w sklepie wydadzą się atrakcyjne i w rezultacie z mieszkania zrobi graciarnię, a w portfelu będzie mieć ciągle niedobory.

- kolejny bzdurny zwyczaj jaki panuje już wśród przedszkolaków a potem przenosi się na szkołę podstawową i trwa zazwyczaj co najmniej do 3 klasy to wyprawianie dziecku hucznych urodzin. Jest w modzie zapraszanie kolegów i koleżanek z przedszkola czy szkoły na urodziny. Nie byłoby w tym nic złego gdyby to były skromne spotkania w domu , tort i trochę słodyczy i gdyby prezenty dla solenizanta również były symboliczne. Tym czasem coraz częściej zaprasza się kolegów dziecka do miejsc gdzie urodziny za nas organizują profesjonaliści. W restauracjach , w zamkniętych placach zabaw a nawet w teatrach, kinach i innych miejscach. Instytucje które organizują takie przyjęcia mają niezły biznes. Ale co to daje naszemu dziecku? Nic dobrego ani na teraz ani na przyszłość. Chodząc ciągle na imprezy do kolegów nasze dziecko musi kupować prezenty i wymagania wciąż rosną z tego co zaobserwowałam. Czyli mamy wydatki. Czasem w jednym miesiącu ma urodziny troje dzieci. Kiedy do naszego dziecka przychodzą koledzy to też dostaje prezenty, ale czy trafione? Nie zawsze, często zdarzają się jakieś duble albo coś co naszemu dziecku się nie podoba i od razu trafia w kąt. Czyli zagracamy tylko dziecku pokój. A na przyszłość uczymy go tylko tego, że znajomych wypada zapraszać do restauracji i urządzać huczne przyjęcia. A jak naszego dziecka w przyszłości nie będzie stać na taki tryb życia ? Będzie zawiedzione. Albo będzie próbowało sprostać i zadłuży się i popadnie w kłopoty finansowe. 

- istotna jest też sprawa szkolnych sklepików, według mnie to samo zło. Po pierwsze większość dzieci nie kupuje w tych sklepikach pożywnych i zdrowych produktów a tylko chipsy , chrupki, słodycze przeróżne i inne bzdurne drobiazgi. Po drugie ceny w takim sklepiku są grubo zawyżone.

Co zatem zrobić ?

- kupmy dziecku skarbonkę ale taką , która nie da się otworzyć, a którą po napełnieniu trzeba będzie rozbić. Jeżeli dziecko powie nam, że chce mieć coś nowego co załóżmy kosztuje powyżej 50 czy 100 zł to mówimy dziecku , że musi sobie na tą rzecz uzbierać pieniążki. Możemy też pouczyć odwiedzających nas znajomych czy krewnych, że gdyby im przyszło do głowy coś dla naszego dziecka kupować ( np. czekoladę czy batonika )to niech tego nie robią a w zamian niech mu wrzucą do skarbonki 1 czy 2 zł. Tym sposobem upragniona kwota uzbiera się szybciej i przy okazji dziecko nie będzie zjadać nadmiaru słodyczy co wyjdzie tylko na zdrowie.

- zamiast korzystać z sklepików szkolnych powinniśmy do szkoły dziecku naszykować kanapki, dać owoc i coś do picia w takich ilościach żeby nie musiało niczego dokupować. W ten prosty sposób zaoszczędzimy miesięcznie około 100 zł , dziecko będzie jadło zdrowe produkty i nauczy się , że nie warto wydawać pieniędzy na bzdury w sklepiku. Żeby dziecko zachęcić to możemy się z nim umówić, że zamiast pieniędzy na sklepikowe zakupy codziennie przed wyjściem do szkoły wrzucamy mu do skarbonki 1 zł . Z czasem uzbiera się na coś konkretniejszego i dziecko zobaczy, że warto oszczędzać i nie wydawać na bzdury.

- Zapewniam również że można dziecku wytłumaczyć , że nie zawsze musi wszystko mieć , że nie musi uczestniczyć w zapraszaniu na urodziny, że nie musi mieć markowych ubrań lub z modnymi nadrukami z bajek. To samo dotyczy również wyposażenia do szkoły. Zeszyty w zależności od wzoru na okładce potrafią mieć ceny od 1 do nawet 7 zł. To samo dotyczy tornistra czy plecaka z firmowym nadrukiem ( nie zawsze ma to związek z jakością ) piórnika a nawet kredek, farbek, gumek, ołówków itp. Nauczmy dziecko zakupy robić rozsądnie to na pewno w przyszłości będzie dla niego bardziej cenne niż fakt że na plecaku była Barbie.

Pełnomocnik ds. Rozwoju PIPUiF  Województwo Dolnośląskie
                                                                                            
Katarzyna Budzis

Brak komentarzy: